środa, 27 maja 2009

KRASNAL KARABINEK



Krasnal ma na imię Karabinek. Jest ubrany
w standardowy strój wojskowy, który trochę przypomina mundur żołnierski. Aby szybko się przemieszczać z miejsca na miejsce ma skrzydła. Na ręce posiada zieloną bransoletkę, która świeci wtedy, kiedy w mieście zaczyna dziać się coś podejrzanego. Reaguje na cierpienia ludzi i zwierząt. Jest wyposażony w broń, która strzela żółtymi gwiazdkami. Mają one czarodziejską moc, ponieważ przywołują do porządku ludzi zakłócających spokój. Pomagają zagubionym dzieciom odnaleźć drogę do domu, a zwierzętom znaleźć dobre i przyjazne domy. Mieszka na Muchoborze Wielkim nad rzeką Ślęzą. Czasem można go spotkać bardzo wcześnie rano, kiedy patroluje okolicę. Sprawdza czy nikt nie potrzebuje pomocy w zapomnianych zakątkach i różne zakamarkach Wrocławia. Do naszego miasta przybył przed wiekami, aby bronić mieszkańców przed złem i wrogiem. Był od zawsze strażnikiem dobra i pokoju. Wrocławianie dzięki niemu żyją spokojnie i szczęśliwie. Tak było dawniej i jest również teraz. Są bezpieczni i zadowoleni. W pradawnych czasach na jego cześć organizowano święto pokoju i spokoju miasta. Obecnie ten świąteczny zwyczaj zamienił się na Dni Wrocławia
i jest obchodzony również hucznie tak jak dawniej.

Karolina Machalica

CYKLOPEK



•Krasnal ma na imię Cyklopek.
•Należy do rodziny Cyklopoludków.
•Zamieszkuje w starych domach, lubi przebywać na ich strychach.
•Ma 159 lat i zajmuje się budowaniem domów, ale rzadko to robi, ponieważ jest już bardzo stary.
•Jego cechy to: pracowitość, dobroć, schludność, uprzejmość i kultura.
•Zawsze wyciąga pomocną dłoń. Pomaga swoim przyjaciołom naprawić zepsuty sprzęt, remontuje im mieszkania i domy.
•Jest lubiany i szanowany przez swoich znajomych.
•Po pracy odpoczywa w samotności, choć czasami spotyka się ze swoimi znajomymi.
•Jego rodzina powoli wygasa, ponieważ we Wrocławiu jest coraz więcej nowych domów.

Jason Jarikre

KRASNALKA ZMORA



•Krasnalka ma na imię Zmora .
•Jest brzydka i nie przykłada uwagi do swojego wyglądu.
•Ubranie ma zniszczone i połatane.
•Mieszka na wysypiskach śmieci, bo lubi brud i różne odpady.
•Uwielbia chodzić nocą i szukać skarbów.
•Bardzo jest zadowolona, kiedy znajdzie kości. Służą jej do jedzenia i zabawy.
•Krasnalka Zmora jest nieszkodliwa, nikogo nie straszy
i stara się, aby nikt ją nie zobaczył.

Joanna Łukojko

piątek, 15 maja 2009

Brzydula

To opowiadanie to ciąg rozdziałów – historii życia współczesnej Brzyduli ;)
Od razu mówię, ze jest wymyślone :P

Wtorek, 2 września, godzina 7.55

Właśnie stoję przed moim nowym gimnazjum. Budynek jest duży i odrapany. Poczerniałe ściany są obrośnięte zieleniącym się bluszczem. Gdzieś na piętrze, w otwartym oknie powiewa biała firanka, starannie wykrochmalona, gdyż jej nietypowy zapach czuć nawet przed budynkiem.
Mama spojrzała z lekkim niepokojem na grupę dziewczyn stojącą nieopodal. Krótkie spódniczki, podarte rajstopy i obcisłe bluzki odsłaniające brzuchy. Typowy strój „super laski”. Mnie takie ubrania nigdy nie kręciły. Skromne czarne spódniczki i białe bluzeczki to dla mnie podstawa. W starej szkole śmiali się ze mnie i z moich ubrań. Moim przezwiskiem stało się „Brzydula”. Dlaczego? Otóż nie jestem najpiękniejsza, ani najbrzydsza. Ot tak – zwykła nastolatka…z czarnymi okularami i aparatem na zębach. Właśnie stąd to niezbyt przyjemne przezwisko.
Usłyszałam głośny terkot dzwonka. To mój pierwszy dzień w nowej szkole. Rozpoczynam nowe życie. Chyba…
Mam nadzieję, że już nigdy nie będę Brzydulą.
Pożegnałam się z mamą i wbiegłam do nowej szkoły. Kątem oka dostrzegłam przerażone spojrzenie mojej mamy. Chciałam coś powiedzieć na pocieszenie, ale porwał mnie tłum rozwrzeszczanych gimnazjalistów.
Próbowałam się przepchnąć do recepcji, ale z marnym skutkiem. Tak oto nie dowiedziałam się do jakiej klasy należę, ani gdzie mam się teraz udać.
Mogłam tylko patrzeć bezsilnie na numery klas i uczniów znikających w drzwiach. W końcu zostałam sama. Samiutka. Na szkolnym korytarzu. Nie wiedziałam gdzie iść i poczułam się strasznie głupio. Miałam wrażenie, że jestem jedyną pierwszoklasistką, która nie potrafi sobie poradzić. Chętnie wróciłabym się do recepcji i zapytała o potrzebne mi informacje, ale niestety nie potrafiłam sobie przypomnieć jaka tam jest droga, ani skąd przyszłam.
Zrozpaczona usiadłam pod ścianą i podciągnęłam nogi pod brodę. Po policzkach spłynęły mi łzy wściekłości i bezsilności.
Nagle usłyszałam szmer. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę, z której dochodził dźwięk. Obok zielonej rośliny stał chłopak. Przystojny chłopak. Przystojny chłopak, który nerwowo przeglądał notes i coś pisał w telefonie komórkowym.
Rozdziawiłam usta ze zdumienia. Chłopak, który nie wie gdzie ma teraz iść? To było dla mnie nie do pojęcia.
Przez chwilę moje serce przestało bić. Spojrzał na mnie i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem. Wybałuszyłam oczy.
Chłopak podszedł do mnie. Otarłam nerwowo łzy.
- Cześć, jestem Adam, a ty?
- Agnieszka – bąknęłam. Mój głos lekko drżał.
- Jesteś nowa? – uśmiechnął się.
- Pierwsza klasa – sprecyzowałam.
- Ja też. Ładny strój – wskazał na moją czarną spódniczkę i białą bluzkę. Zaczerwieniłam się.
- Co robisz tu na korytarzu? Czemu nie jesteś na lekcji?
- Pisałem SMS-a do kolegi. A tak szczerze mówiąc nie wiem do jakiej klasy mam iść. Gdy wszedłem do szkoły pisałem SMS-a i nie myślałem o tym, żeby zapytać portiera o drogę.
Mruknęłam nie wyraźnie coś w stylu „aha, ja też”. Zerknęłam na zegarek i zdenerwowałam się. Było w pół do dziewiątej. Spędziłam już pół godziny na szkolnym korytarzu. Musiałam w końcu iść na lekcję.
- Przepraszam, ale muszę iść – powiedziałam i odwróciłam się. Chłopak powiedział: „To cześć”.
Skręciłam w boczny korytarz i prawie krzyknęłam z radości. Znalazłam główne wejście do szkoły, a zarazem recepcję. Podbiegłam do niej.
- Słucham? – zapytała kobieta siedząca z czasopismem na fotelu.
- Chciałabym dowiedzieć się do jakiej klasy chodzę i gdzie mam teraz lekcję.
- Lekcje zaczęły się pół godziny temu – powiedziała opryskliwie. Wzruszyłam ramionami i czekałam, aż otrzymam informację, o którą prosiłam. Kobieta widząc, że nie zamierzam sobie iść westchnęła i zaczęła przeglądać papiery. Po chwili oznajmiła: - Klasa 1 C. Masz teraz historię, z panią Gąbką, w klasie numer 68. Drugie drzwi od głównych schodów, na trzecim piętrze. Do wiedzenia.
- Do widzenia – powiedziałam i ruszyłam w kierunku schodów.

Wtorek, 2 września, godzina 8.25

Znalazłam klasę numer 68. Westchnęłam głęboko i otworzyłam drzwi. 20 par różnokolorowych oczu wpatrywało się we mnie z zaciekawieniem. Zaczerwieniłam się i przemknęłam do ostatniej ławki, w której siedziała ruda dziewczyna. Jedynie tam było wolne miejsce.
- Panna… - zaczęła nauczycielka zerkając do dziennika.
- Eee… Agnieszka – bąknęłam nieśmiało.
Przez klasę przebiegł cichy śmiech. Zastanawiałam się o co im chodzi, aż w końcu mnie olśniło.
W pierwszej ławce, tuż przed tablicą siedziała…moja koleżanka Wiola. Autorka mojego słynnego przezwiska „Brzydula”. Ruda dziewczyna uśmiechnęła się do mnie niewinnie. Pomyślałam, że ma „nie równo pod sufitem”.
- Jak masz na nazwisko? – zapytała nauczycielka.
- Leśniak – odpowiedziałam. Kobieta zerknęła do dziennika i kiwnęła głową. Jakiś wysoki blondyn obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem, a brunet parsknął głośnym śmiechem. Wiola uśmiechała się głupkowato.
- Agnieszka, już dawno, tutaj nie mieszka, oł jee! – krzyknął brunet, a reszta klasy zaczęła się śmiać. Spojrzałam na dowcipnisia i powiedziałam:
- Gabinet szkolnego psychologa jest na drugim piętrze.
Na to Wiola spojrzała na mnie groźnie. Odwzajemniłam spojrzenie.
- Brzydula, tak? – zapytała szeptem ruda.
- Nie jestem Brzydulą– warknęłam cichutko.
Nie czułam się już jak zagubiona dziewczynka. Teraz górowała nade mną złość na Wiolę. Rozgadała całej klasie jakie mam przezwisko! To po prostu… oburzające!
Aga, zrzędzisz jak stara ciotka – pomyślałam, przypominając sobie słowa mojej przyjaciółki z podstawówki.
- Em…no tak. Tylko ta blondyna z pierwszej ławki powiedziała, że pewna dziewczyna o imieniu Agnieszka będzie chodziła do naszej klasy, i że ona ma przezwisko „Brzydula”.
- Świetnie – mruknęłam i zaczęłam słuchać nauczycielki.

Wtorek, 2 września, godzina 10:35

Historia minęła całkiem szybko. Nauczycielka opowiadała o czasach Jagiellonów, podczas gdy Wiola co chwilę odrzucała swoje blond włosy na plecy. Próbowała zrobić wrażenie na chłopakach, a ja musiałam przyznać, że dobrze jej to wychodziło. Każdy chłopak siedzący w najbliższych ławkach patrzył na dziewczynę z uwielbieniem. Przypomniała mi się scena z filmu, który oglądałam ostatnio i prawie parsknęłam śmiechem.
Po historii była matematyka. Mogłam się popisać swoją matematyczną wiedzą i już na dzień dobry dostałam szóstkę. Pan Marko był zaskoczony moimi umiejętnościami, a Wiola robiła dziwne miny.
Po matematyce była na szczęście godzina przerwy. I to tylko dlatego, iż pani Modliszki, uczącej nas biologii nie było. Zachorowała biedaczka na grypę i musiała zostać w domu.
Większość osób poszła do Mc Donalda stojącego naprzeciw szkoły. Ja również skusiłam się na hamburgera, kurczaczki, coca-colę i shake'a truskawkowego, po czym przyznałam, ze to był zły pomysł. Od razu zrobiłam się ociężała i zaczęła mnie boleć głowa.
Nie byłam zadowolona z jednej rzeczy. Ruda dziewczyna z ławki, okazała się nową redaktorką szkolnej gazetki. Bez wahania usiadła naprzeciw mnie i rzuciła mi zapisane kartki papieru.
- Eee? – zapytałam przeżuwając hamburgera.
- Oh, Brzydula, jesteś strasznie śmieszna – zaśmiała się ruda. Skrzywiłam się na dźwięk mojego przezwiska. W dalszym ciągu nie rozumiałam o co chodzi natrętnej dziewczynie.
- To są moje artykuły do szkolnej gazetki – wyjaśniła mi. Milczałam. – Oj, jestem nową redaktorką!
- Tak szybko? – zdziwiłam się uprzejmie. – Dopiero zaczął się rok szkolny.
- Wiem – uśmiechnęła się ruda.
- No więc…?
- Ah, nieważne. Udzielisz mi wywiadu – powiedziała ze słodkim uśmiechem.
- Nie dzięki, nie chcę – mruknęłam i zaczęłam pić coca-colę.
- To nie było pytanie – ruda spojrzała na mnie groźnie, a mi mimo woli przebiegł dreszcz po plecach. – No więc pierwsze pytanie… Czy jest ci trudno ze swoją niemiłą przeszłością? Lubisz swoje przezwisko? Jak się czujesz gdy ktoś do ciebie mówi „Brzydula”?
- To nie było jedno pytanie, ale tak czy siak nie odpowiem na żadne. Kazałaś mi milczeć – prychnęłam.
- No więc czemu się odzywasz? – zaśmiała się dziewczyna.
- Słuchaj, ruda. Za kogo ty się w ogóle masz? – powiedziałam poirytowana. Ta cała rozmowa zaczęła mi działać na nerwy.
- Hmmm… pomyślmy – dziewczyna zaczęła udawać, że myśli. – Chyba za Marikę Górniak. A ty?
- Powiedzmy, że za siebie – powiedziałam i wstałam. Ruda doprowadziła mnie do szału. Nie wiem jak można być takim natrętnym osobnikiem.
- Ale ja naprawdę mam na imię Marika – zawołała za mną, podczas gdy ja trzasnęłam drzwiami od Mc Donalda i ruszyłam w kierunku szkoły.

Wtorek, 10 września, godzina 15:18

W szkole czułam się dość nieswojo. Zachowanie w Mc Donaldzie nie było w moim stylu. Widziałam jak ruda oglądała się za mną z drwiną, a potem pisała coś w swoim notesie. Zaczynałam się obawiać, że pierwszy artykuł szkolnej gazetki będzie nosił tytuł: „Brzydula – o kim mowa?”
Okazało się jednak, że było gorzej! Tydzień po spotkaniu w Mc Donaldzie pojawił się numer specjalny poświęcony tylko i wyłącznie mojej osobie. Ci, co interesowali się bzdurami wypisywanymi w tym pisemku na mój widok pokładali się ze śmiechu. Jednak była grupa osób zazdroszcząca mi. Czego? Specjalnego Wydania – poświęconemu mi. Inni nawet nie wiedzieli o wyczynie Rudej (jak ją zaczęłam nazywać), całe szczęście, że to była większa część osób.
O tej całej sprawie dowiedziałam się osobiście. Naczelna redaktorka (zgadnijcie kto) na lekcji historii nie omieszkała wręczyć mi pliku kartek, gdzie na czele było moje zdjęcie oraz napis „Wydanie Specjalne”.
Oniemiała otworzyłam go i przejrzałam spis treści. Około dziesięciu artykułów, w którym każdy dotyczył mnie. „Brzydula Betty? Mamy teraz własną!”, „Wizyta w Mc Donaldzie?”, „Co kryje się pod maską Brzyduli?”, „Wszystkie Agnieszki – zazdrośćcie jej!”, „Wszystko o Brzyduli Agnieszce”, „Najpopularniejsze postacie Brzydul”. Najbardziej zainteresował mnie ostatni tytuł. „Kujon czy diabełek? Odkrywamy tajemnice Agnieszki!”. Otworzyłam na wskazanej stronie i zaczęłam czytać:
Nasza redaktorka dowiedziała się wszystkiego o gwieździe szkoły! Wszystkie elementy jej życia ujawnimy w tym artykule. Zaczniemy od jej koleżanek, podstawówki i charakterku! Pomocna okazała się śliczna, lecz mało inteligentna Wiola z klasy pierwszej. Opowiedziała nam nieco o swojej tzw. „psiapsiółce”.
- Pamiętam jak w drugiej klasie podstawówki jadła klej – wyjawiła nam Wiola, jednak więcej o tej sprawie nie chciała mówić, twierdząc: - Przyjaciółka nie wyjawia krępujących sekretów.
Jednak czy to oby przyjaciółka? Po chwili dodała, że w szóstej klasie złożyła wizytę u dyrektora, podobno chodziło o bójkę za szkołą. Niestety, ani Wiola, ani zapytana o tę sprawę Brzydula nic nie powiedziała. Jesteśmy zafascynowani tą sprawą, tak więc będziemy szukali informacji! Możecie być pewni, że nie pozostawimy tego niewyjaśnionego!
Odłóżmy jednak pana dyrektora na bok. Historia jej imienia jest krótka (str.4) tak więc łatwo wywnioskować, że życie dało Agnieszce tzw. „w kość”.
Jej największą miłością był Paweł M, chodzący klasę wyżej. Wiola powiedziała nam, że obiekt westchnień Brzyduli chodzi do naszej szkoły. Wiadomo teraz, dlaczego wybrała to gimnazjum a nie inne.
- Skandali to nie koniec – stwierdziła z tajemniczą miną Wiola. Błagania o wyjawienie więcej szczegółów zostały wysłuchane. Dziewczyna rozsiadła się w czerwonym foteliku i zaczęła opowiadać: - Podobno w piątej klasie została oskarżona o kradzież, lecz szczegółów nikt nie zna. Dyrekcja zatuszowała sprawę – obyło się bez procesu. Nasza kochana Brzydula…
Przerwałam czytanie oburzona. Podarłam gazetę na strzępy i zaniosłam się szlochem. Nauczyciel wyprowadził mnie z klasy i próbował dowiedzieć co się stało, ale nie powiedziałam nic. Byłam wściekła. Wyobrażałam sobie co zrobię Wioli, gdy ją zobaczę. Jaka kradzież?! Ja nawet nie byłam w gabinecie dyrektora! Moja „psiapsióła” opowiadała bzdury. Zaraz pożałowałam, że podarłam gazetę. Nie dość, że dostałam od nauczyciela uwagę („Drze gazetkę szkolną, płacze na lekcji oraz nie chce wyjawić powodu swojego wybuchu. Proszę o pilny kontakt.”) to mogłam przeczytać kolejne artykuły!
Na lekcję nie wróciłam. Przeżywałam wewnętrzny smutek. Poszłam do biblioteki, lecz tam nie czułam się zbyt dobrze. Dwie trzecioklasistki szeptały między sobą wskazując na gazetkę szkolną, a jakiś chłopak zaczepiał mnie pytając czy to prawda, że oszukałam sprzedawczynię z „Żabki”.
Wyszłam niezadowolona i wykrzywiłam się do plotkujących panienek. Moja reakcja została automatycznie zapisana na kartce.
- Trzeba będzie uaktualnić wydanie – usłyszałam. Na domiar złego zadarłam z redaktorkami!
Wróciłam pod klasę, a gdy zadzwonił dzwonek zapytałam Rudą, czy ma jeszcze egzemplarze. Dała mi dwa, mówiąc, że cieszy się iż podobał mi się jej numer specjalny. Warknęłam tylko, że odpowie mi za to co na robiła i poszłam do domu. Następnego dnia nikt nie pytał, dlaczego uciekłam ze szkoły, a nauczyciele wyraźnie nie chcieli o tym mówić. Tylko nasza wychowawczyni powiedziała, że „to skandal co wypisywała Marika”. Pocieszyła mnie, że ma zakaz wydawania tej gazetki.
Po przyjściu do szkoły od razu poszłam do gabinetu dyrektorki i zaczęłam krzyczeć, że to co napisała Ruda jest bezczelne oraz że żądam wycofania tego i ogłoszenia, że to nie prawda. Dyrektorka patrzyła na mnie oniemiała, aż w końcu rozpłakałam się i wybiegłam.

A. S. kl. 6

poniedziałek, 11 maja 2009

Jestem liściem klonu

Jestem liściem klonu, opowiem wam całe moje życie. Kiedyś rosłem i pięknie zieleniłem się w bardzo dużym parku. Miałem tam wielu przyjaciół. Będąc na drzewie lubiłem rozmawiać ze znajomymi, a najbardziej z kasztanowcem. On był bardzo duży i miły, zawsze było pod nim dużo rozbawionych dzieci. Teraz przyszła jasień, spadam i ślicznie wiruję na zimnym wietrze. Zwiedzam bardzo dużo zakątków, odwiedzam wiele pięknych miejsc. Niedługo pewnie jakiemuś dziecku się spodobam i weźmie mnie do swojego przytulnego domku. Trafię do książki między kartki i zostanę zasuszony. Zrobią ze mnie bardzo ładną pracę i oprawią w śliczną ramkę. Będę zdobił ścianę w dziecięcym pokoju.

Kamila Dymkowska
Klasa III c
Baśń „Myślcie sobie, jak tam chcecie, a ja przecież wam powiadam, krasnoludki są na świecie”

- Myślcie sobie jak tak chcecie, a ja przecież wam powiadam, krasnoludki są na świecie – powiedziała niania Tomka i Basi przykrywając dzieci kołderkami. Basia patrzyła na nią swoimi okrągłymi oczami, a Tomek wpatrywał się niezbyt zadowolony w twarz niani.
- Nianiu, opowiedz nam o krasnoludkach – poprosiła dziewczynka.
- A mi się wydaje, że niania chce nam opowiedzieć kłamstwa ! Krasnoludki istnieją tylko w bajkach – zauważył inteligentnie chłopiec.
Niania usiadła na krześle i zaczęło opowiadać:
Dawno, dawno temu, żyła sobie mała dziewczynka o imieniu Beatka. Dziewczynka była sierotką, mieszkającą u zrzędliwej ciotki. Beatka musiała wykonywać ciężkie prace w domu, m.in. dorzucanie węgla do pieca, szorowanie podłóg i noszenie wody ze studni.
Pewnego dnia, ciotka kazała dziewczynce iść do lasu po grzyby. Beatka zawsze wykonywała polecenia, tak więc i tym razem zrobiła to co jej kazano.
Grzybów było mnóstwo. Dziewczynka była szczęśliwa, że zadowoli ciotkę. Niestety zbierając grzyby Beatka zaszyła się głęboko w las…
- To ta Beatka nie wiedziała, że nie wolno samemu chodzić po lesie ? – przerwał Tomek z wyrzutem. Basia klepnęła brata w ramie dając do zrozumienia, żeby nie przerywał.
Niania poczekała aż dzieci się uspokoją i z powrotem zaczęła opowiadać:
Powoli zapadał zmrok. Beatka zorientowała się, że jest w samym sercu lasu. Położyła koszyczek z grzybami na mchu i zaczęła płakać.
Było jej strasznie smutno, że będzie musiała spędzić noc w lesie, albo nawet nigdy z niego nie wyjdzie. Miała choć trochę nadziei, że ciotka zacznie jej szukać.
Niestety ciotka uznała tylko, że skoro jedna sierotka jej się zagubiła to weźmie z sierocińca drugą. Panie opiekunki zgodziły się na adopcję kolejnego dziecka widząc smutną minę ciotki i jej żałobny strój.
Kolejna sierotka miała na imię Marysia. Była ona pogodną dziewczynką, która często się buntowała, dlatego wydano ją z wielką chęcią.
Marysia również została wysłana po grzyby, a ponieważ była rozsądniejsza od Beatki nie zapuszczała się w głąb lasu.
Wracając dostrzegła małe ślady stópek. Schyliła się i wrzasnęła ze strachu.
Stał przed nią mały ludzik w czerwonej czapeczce i zielonych spodenkach. Biała bródka kręciła się wokół zielonych szelek.
- Nie bój się – przemówił ludek delikatnym głosem. Marysia otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Kim jesteś ?
- Jestem krasnoludkiem. Musisz pomóc pewnej dziewczynce …
- Jakiej dziewczynce ? – Marysia była przestraszona.
- Cii … - uciszył krasnoludek dziewczynę. – Nie przerywaj mi. Twoja „ciotka” jest złą czarownicą ! Umyślnie wysłała Beatkę na grzyby, wiedziała, że dziewczynka zgubi się w lesie. Musisz ją uratować, bowiem Beata jest księżniczką i została porwana przez czarownicę w wieku pięciu lat.
Marysia była przestraszona i nie miała zbyt wiele czasu do namysłu. Postanowiła uratować Beatkę nie zważając na niebezpieczeństwo.
- Czy będziesz wędrował ze mną? – zapytała krasnoludka.
Krasnolud zgodził się, po czym gwizdnął, a ze wszystkich stron posypały się krasnoludki ubrane w niezbyt pasujące ubranka. Marysia czuła się jak w bajce. Jej mali przyjaciele śpiewali podczas wędrówki wesołe piosenki. Dziewczynka kierowała eskapadą martwiąc się o powrót.
Nagle wszyscy stanęli przestraszeni, gdyż usłyszeli zawodzące łkanie. Krasnolud w zielonych spodenkach krzyknął piskliwie, że to księżniczka, a następnie zwrócił się do Marysi:
- My nie możemy pokazać się księżniczce. Miło było cię poznać. Uratuj ją i zasługę weź na siebie !
- A jak wrócimy ? – zapytała ze strachem dziewczynka.
- Będziemy nad wami czuwać myślami. „Przyjacielska więź” was poprowadzi do domu. Tam rozprawicie się z czarownicą, a Beatka zasiądzie na tronie.
Marysia kiwnęła głową ze zrozumieniem. Pożegnała się czule z małymi przyjaciółmi i wyszła na leśną polankę.
Księżniczka popłakiwała nad koszykiem. Wyglądała na zagubione małe dziecko, jakim zresztą była
- Beatko, chodź ze mną. odprowadzę się do domu. Muszę ci coś opowiedzieć – oznajmiła Marysia. Księżniczka przestała płakać .
- Pomóż mi wrócić do domu – załkała.
Marysia wzięła dziewczynkę pod ramię i opowiedziała Beacie o wszystkim co się działo po jej zniknięciu. Na wieść o czarownicy Beatka krzyknęła ze zgrozy. Po informacji, że jest księżniczką zamilkła nie mogąc w to uwierzyć. A gdy przyjaciółka (tak, tak, obie się od razu zaprzyjaźniły) opowiedziała o krasnoludkach, dziewczynka wyśmiała ją.
- I co dalej, co dalej? – pytała entuzjastycznie Basia.
- A księżniczka pozbyła się czarownicy i zasiadła na tronie. Marysia stała się damą dworu i żyły długo i szczęśliwie – powiedział drwiąco Tomek.
- Ale co dalej ... – jęknęła dziewczynka.
- Dalej, to już zupełnie inna bajka – powiedziała niania i poprawiła dzieciom kołderkę. – Dobranoc moje ukochane dzieci.
Niania spojrzała na parapet i pomachała do niego wesoło. Stał tam mały krasnoludek z zielonymi spodenkami i czerwoną czapeczką.
- Dobranoc, krasnoludku – szepnęła gasząc światło i wychodząc z pokoju.
- Do zobaczenia, Marysiu – odpowiedział krasnal, kładąc się na parapecie i pogrążając się w śnie.

A. S. kl. 6
Prezent dla Mikołaja

Gdybym mógł podarować Mikołajowi prezent, dałbym Mu ciepły szalik i buty, by nigdy nie marzł w podróży po świecie. Sprawiłbym też Mu szybki i komfortowy środek lokomocji, by każde dziecko dostało na czas wymarzony prezent. Zatrudniłbym też wielu pomocników (mogą być krasnoludki) by nasz Mikołaj nie musiał tak ciężko pracować. Latem zaprosiłbym Mikołaja w podróż do ciepłych krajów. Pokazał Mu plażę, pustynię, palmy i piramidy w Egipcie. No tak, ale żeby to zrobić musiałbym być czarodziejem ...

Przemek Paździerkiewicz
Kl. III c