czwartek, 17 kwietnia 2008

Opowiadanie - Rayman


Rayman odzyskał przytomność dopiero 2 dni później, obok wejścia do jakiejś lodowej jaskini. Czuł, że nie jest mu zimno. Obejrzał się. Ly rozpaliła ognisko, jednak jaskinia się nie roztapiała.
- Ten magiczny ogień niczego nie rozpuści - powiedziała Ly uprzedzając go. - Dobrze, że już się obudziłeś.
Rayman rozejrzał się. Przy Ly siedział już Globox, obydwoje smażyli jakąś szynkę na śniadanie.
- Ooo, Rayman! - wykrzyknął Globox.
- Co... co tu się działo? - zapytał na pół nieprzytomny Rayman
- Och, no jak Brzytwobrody cię rąbnął i dowalił też Globoxowi, no i ja byłam bezradna to chwyciłam was i teleportowałam, nawet nie wiedząc gdzie się pojawię. A pojawiłam się w tej jaskini. Mówię ci, tam jest strasznie.
- No, tam mnóstwo niedźwiedzi polarnych i w ogóle Yeti też. - wtrącił Globox. - Na szczęście ktoś zostawił tam Shotguny, karabiny, pistolety i inne. Strasznie dużo. Więc co? Złapaliśmy tyle broni ile mogliśmy i w nogi! Po drodze zabijając niedźwiedzie i Yeti, a kiedy już je pozabijaliśmy, "zabraliśmy" im mięso.
Raymanowi robi się niedobrze: zajadał szynkę z apetytem, ale kiedy pomyślał o tym, że to mięso z Yeti natychmiast rzucił je na trawę. "Dziwne że tego nie zauważyłem" - pomyślał Rayman. Rzeczywiście dziwne, bo tylko jaskinia była z lodu, reszta to trawa, motyle, kwiaty itp.
- Hej, wy tam! Wy trzej! - zawołał ktoś. Rayman odwrócił się. Oddział specjalny Mroklumów. Wszyscy słabo umieją Kung-Fu, kilku ma ciężką zbroję a kilku tarczę. Nikt nie miał dział laserowych, za do każdy strzelbę, karabin, pistolet albo coś takiego. Dowódca, wyjątkowo dziwnie wyglądający Mroklum (wampirze kły i ostre pazury wilka) stał z tyłu.
- Co to za demon, tam za wami? - zapytał Globox, nie przestając jeść.
- I skąd wiedzieliście że u jesteśmy? - zapytała Ly, dodając ketchupu do szynki ("A skąd my mamy ketchup?" - zdziwił się znów Rayman).
- Mamy swoje sposoby. Łapy w górę. Rayman, Ly i Globox spojrzeli po sobie. Ly i Globox natychmiast wylecieli w bok, ale Rayman wyglądał na zastanowionego. "Jak Ly to robiła?" - myślał. - Rayman! Wiej, bo zginiesz! - krzyknęła Ly. Ale Rayman tylko wyciągnął przed siebie rękę. Wszystkie kule zatrzymały się przed nim. Zdziwienie Raymana nie miało granic, tak samo jak Ly i Globoxa.
- Aaaargh! - ryknął jeden z Mroklumów.
- Iiiiiija! - Rayman podskoczył, wysokim i długim skokiem doleciał do 1-nego Mrokluma z tarczą, wykonał salto w powietrzu wykopując jednocześnie tarczę jednostki, po czym wylądował na ziemi, zablokował jego cios ręką tak, aby obie ręce były ku dołowi, po czym zacisnął lewą pięść, rąbnął go 2 razy z piąchy w brzuch, 1 od tyłu i sprzedał mu mocnego kopniaga w brzuch. Mroklum wleciał na swojego dowódcę ale na jego (Mrokluma, nie dowódcy) nieszczęście dowódca właśnie wystawił przed siebie pazury. Mroklum zginął bezpowrotnie. Ly i Globox walczyli nieco gorzej, kilka razy oberwali, ale pokonali całą bandę oprócz dowódcy.
- 1 vs 1! - ryknął.
- OK. - odpowiedział Rayman.
- Rayman! Łap! - krzyknęła Ly, rzucając mu sporą ilość broni. Jednak dowódca był silniejszy. Wepchnął Raymana do jaskini, po czym wszedł za nim. Podskoczył i... nie do wiary! Zatrzymał się na suficie! Jednak Rayman wcale nie gorszy. Dowódca wyciągnął jakiś ciężki pistolet i wydał w stronę Raymana kilka srzałów. Ten natychmiast zaczął biec po najbliższej ścianie, gubiąc po drodze pociski, ale i niszcząc trochę jaskinię. Jeszcze kilka uniknionych strzałow od dowódcy i jaskinia zaczęła się zapadać.
- Ej, ty! - krzyknął Rayman do dowódcy.
- ??? - dowódca był oszołomiony tym okrzykiem. Zanim zdał sobie sprawę co? gdzie? jak? leżał na lodzie, a Rayman uciekał z jaskini. Nie miał blisko do wyjścia. Był pewien, że jeśli nie przyspieszy, lód go zmiażdży. Dowódca leżał nieprzytomny za nim, więc on nie miał szans na ucieczkę. Rayman wiedział jednak co robić. Skoncentrował się (Focus). Świat znacznie się spowolnił, a Rayman, żeby podwoić szanse przetrwania zaczął biec jeszcze szybciej. Udało się! Wyskoczył z jaskini tuż przed totalnym zawaleniem.
- Gdzie dowódca? - zapytała od razu Ly.
- ??? - Rayman był oszołomiony po ucieczce. Czas był normalny, więc Focus już minął. - Aaa, dowódca. Leży nieprzytomny pod lodem.
- O rany! - Globox był zdumiony. Ale nagle odezwał się inny głos. Upiorny i straszny, bezlitosny.
- Zapłacisz mi za to, Raymanie! Rayman odwrócił się, aby spojrzeć na szczątki z góry lodowej. Tuż nad nią unosił się duch dowódcy. "Duch?" - zdziwił się Rayman.
- Tak, duch! - odezwało się widmo.
- Umiem czytać w myślach. Mroklum nie mógł się wydostać spod lodu, więc zginął, ale przed śmiercią zmienił się we mnie. Nie myśl, że to koniec, Raymanie! I po chwili po widmie nie było ani śladu.
----------------------------
Opowiadanie by Łukasz Janczak (kl. Vc) http://rayman-opowiadanie.blog.onet.pl/ cz. 8

1 komentarz:

czytelnik pisze...

Brawo Łukasz! Świetnie, że jako pierwszy - z uczniów naszej szkoły umieściłeś swoje opowiadanie. Wprowadziłeś nas w świat Raymana, którego przygody są czasem bardzo ssssssssssstraszne (takie jest moje zdanie). Sądzę, że Twoim śladem podążą inni uczniowie.