środa, 17 grudnia 2014

Na śniegu i lodzie

Pewnego zimowego popołudnia poszłam z grupą koleżanek lepić wielkiego bałwana.Tego dnia na dworze było dużo śniegu,
więc bałwan mógł być takiej wielkości jakiej chciałyśmy. Po około dwóch godzinach skończyłyśmy lepić naszego wielkiego bałwana.
Był duży i piękny, a swoim uśmiechem zachęcał do zimowych zabaw.
Postanowiłyśmy wracać do domu i wtedy zobaczyłyśmy w oddali zamarznięty staw. Jedna z moich koleżanek Ala chciała wejść na lód. Wszystkie namawiałyśmy ją, żeby nie wchodziła na zamarznięty staw, bo lód może pęknąć. Niestety nie chciała nas słuchać i odważnie wkroczyła na lodową taflę stawu. Wtedy usłyszałyśmy głośny trzask pękającego lodu i zobaczyłyśmy wpadającą koleżankę do wody! Nagle zrobiło się niebezpiecznie i groźnie, ale szybko pojęłam decyzję by jedna z nas zadzwoniła do rodziców, a reszta przyjaciółek za pomocą kijów próbowała ją wyciągnąć z wody. Woda była lodowata, a robiło się coraz zimniej. Ola przebywała w wodzie i krzyczała do nas ze już prawie zamarza. Na szczęście przyjechali jej rodzice z liną. Rzucili linę do wody w stronę córki. Ona ją chwyciła i szczęśliwie została uratowana. Mama Oli otuliła córkę kocem i wszyscy pojechaliśmy do swoich domów. Na szczęście groźna przygoda zakończyła się pozytywnie, bo nikt nie ucierpiał. Nawet Ola nie zachorowała, ale dostała nauczkę od losu i postanowiła, że już zawsze będzie rozsądna i już nigdy tego nie zrobi, bo gdyby nie jej rodzice nie wiadomo jak by się to skończyło.
Aleksandra Gaweł 4E

Zimowy spacer

Pewnego zimowego dnia wybrałam się z psem na spacer. Spotkałam koleżankę Zosię, która tak jak ja wyprowadzała psa. Postanowiłyśmy, że pójdziemy do parku i zrobimy bałwana. Zabrałyśmy się do pracy z ogromną ochotą i zapałem. Czas szybko płynął, a my zadowolone i rozbawione ulepiłyśmy wielkiego bałwana i dodatkowo na śniegu odcisnęłyśmy sylwetki aniołów z rozłożonymi skrzydłami. Byłyśmy bardzo zadowolone z efektów naszej pracy.
W pewnej chwili zobaczyłyśmy, że psy są bardzo zmarznięte i chcą wracać do domu. Miały bardzo zimne uszy, łapki i nos. Wróciłyśmy do domu i nasi rodzice postanowili udać się z ukochanymi czworonogami do weterynarza, aby sprawdzić ich stan zdrowia. Okazało się, że po prostu było im za zimno i trzeba było je tylko okryć na chwilę kocami. Nasi pupile zawinięte w koce
i na naszych rękach wróciły do domu. Tam dodatkowo były ogrzewane suszarkami, a my z koleżanką wypiłyśmy gorącą herbatę. Wszystkim było cieplutko i miło. Przygoda na zimowym spacerze zakończyła się szczęśliwie. Nikt z nas się nie rozchorował, a na przyszłość będziemy pamiętały, żeby nie przybywać zbyt długo na dworze podczas mroźnej pogody.
Magdalena Banaś KL.4E

Sarny zimą

Mój dziadek był leśniczym i mieszkał w leśniczówce na skraju dużego i gęstego lasu. Pewnego zimowego poranka pod okno mojego dziadka Antka przybiegła mała sarenka. Dziadek zdziwił się ogromnie, ponieważ sarny nigdy nie zapuszczały się tak daleko. Wyszedł na dwór
i skierował się do paśnika, który znajdował się obok domu i wtedy zobaczył, że jest pusty. Szybkim krokiem udał się do stodoły i zabrał całe siano jakie mu zostało, a nie było go dużo. Nakarmił tym biedną małą sarenkę i pośpiesznie pobiegł do lasu.
Chciał zobaczyć czy inne zwierzęta mają pod dostatkiem jedzenia. Okazało się, że inne paśniki też są puste. Dziadek bardzo się zmartwił zaistniałą sytuacją, ale wiedział, że w okolicy znajduje się sklep z różnorodną karmą dla zwierząt, więc postanowił jak najszybciej zrobić w nim zakupy. Zakupione siano i paszę dla zwierząt załadował na przyczepę i traktorem porozwoził do pustych paśników. Wiedział bowiem, ze czas zimy to trudny okres dla wszystkich mieszkańców lasu. Każdy wrażliwy człowiek powinien w miarę swoich możliwości pomagać zwierzętom podczas zimy.
Ania Dejnak kl. 4 e

środa, 26 marca 2014

Rozdział I – Jak to wszystko się zaczęło

Wszyscy mówią, że Floryda to super miejsce, że tu człowiek staje się dobry, że tu człowiek dowiaduje się kim jest naprawdę. To bzdury ! Ja tu mieszkam od pięciu lat, kiedy przeprowadziłam się tu z rodzicami. Jedynym plusem tego wyjazdu jest to, że tu mieszka moja najlepsza przyjaciółka z przedszkola. Do tej pory gadałam z nią esemesując lub przez skype΄a. A tak w ogóle to jestem Vanessa.
W tej szkole dowiedziałam się, co to znaczy mieć prawdziwych przyjaciół na których możesz liczyć przez cały czas. Nie ważne, gdzie jesteś i która jest godzina.
Poznaliśmy się na wf – ie. Wiem trochę dziwna sytuacja. Nasza szóstka została w jednej drużynie do zbijaka. No i graliśmy, aż Scharpei z 3a uderzyła mnie piłką o ciut za mocno. Cała piątka zaniosła mnie do pielęgniarki. Za drugim razem spotkaliśmy się na kółku muzycznym. Jeden raz wystarczył, abyśmy zostali przyjaciółmi na zawsze. Dużo razem ćwiczyliśmy, co bardzo mnie cieszyło.

Magdalena Czarnecka kl. 6c